Nie umiem
przejść obojętnie obok fantastyki historycznej. Z bliżej niewyjaśnionych
przyczyn książki te przyciągają mnie jak magnes i zdają się same
wskakiwać do koszyka podczas zakupów w księgarni. Ot taka moja dola,
umiłowałam sobie w literaturze czasy, w których mężczyźni nosili
sumiaste wąsy i padali do nóg niewiastom, gdy na gościńcach grasowali
łotrzykowie, a słowo „honor” oznaczało dla niektórych tyle co życie. Z
przyjemnością zatopiłam się więc w lekturze Charakternika Jacka
Piekary w nadziei na to, że czas spędzony z jego powieścią będzie dla
mnie wspaniałą przygodą. Już sama okładka wskazuje, że to nie może być
nudna książka: spogląda z niej groźnie wyglądający szlachcic ze świeżą
krwią na szabli.
Autor przenosi czytelnika do Rzeczpospolitej
XVII wieku, w czasy bezkrólewia po śmierci Jana III Sobieskiego. Nastrój
epoki oddany został świetnie za pomocą warstwy językowej. Stylizacja
wypadła znakomicie i jest to chyba najmocniejszy element powieści.
Niestety zabrakło tutaj silniejszego tła historycznego, jakiś wydarzeń
rozgrywających się gdzieś na dalszym planie, które dodałyby smaku całej
historii.
Fabuła książki skupia się wokół trójki
szlachciców, których losy splotły się ze sobą w karczmie, gdzie
oczywiście nie obeszło się bez burdy i wysłania jednego z awanturników
na tamten świat. Panowie Myszkowski, Szczurowicki i Żytowiecki musieli
salwować się ucieczką.
Pan Żytowiecki to jowialny, niezbyt
rozgarnięty szlachcic. Przypadkowo znalazł się w kompanii Pana
Myszkowskiego i Szczurowickiego. Naiwny jak dziecię i łatwowierny niemal
jak Roch Kowalski. Chcąc nie chcąc bierze udział w nieco dziwacznych
eskapadach, które zarządza jego towarzystwo. Pan Myszkowski jest raczej
niepozornie wyglądającym jegomościem, który jednak budzi trwogę i
szacunek. Dowodzi kompanią i owiany jest sporą tajemnicą, która wraz z
rozwojem akcji zaczyna się odsłaniać. Wisienką na torcie jest Pan
Szczurowicki, prawdziwy frant, dogryzający komu się da na każdym kroku.
Odrobinę przypomina Szarleja z Trylogii Husyckiej Sapkowskiego: twardy i poważny kiedy trzeba, mistrz ciętej riposty, a w dodatku prawdziwy pies na baby.
Fabuła
jest przyjemna, choć raczej mało wyszukana. Pojawiają się w niej istoty
nadprzyrodzone i tajemne siły, które potrafią wyciągnąć człowieka z
zaświatów. Trójka szlachciców snuje się po traktach, lasach i gościńcach
w poszukiwaniu brylantu o niezwykłej mocy. Co chwilę natrafiają na nowe
przeszkody, którym muszą stawić czoła. Największym atutem powieści są
relacje między trójką bohaterów. Ich dyskusje, zwady i zaczepki są
rewelacyjne, a język, którym się posługują sprawia, że chce się czytać i
czytać bez końca. Pewne braki stają się dzięki temu mniej wyraźne i
wiele się książce wybacza. Akcja powieści jest dynamiczna i pełna
niespodziewanych zwrotów; nie można się nudzić przy tej lekturze. Nie
jest też wskazane rozpraszanie się podczas czytania, bo przy tempie,
jakie narzuca nam w Charakterniku Jacek Piekara, łatwo się można pogubić przez choćby chwilę nieuwagi.
Z
pewnością nie jest to najlepsza książka, jaką ostatnio czytałam. Nie
jest to także najlepsza książka łącząca fantastykę z historią, nie da
się jej nie porównywać do książek Komudy, które moim zdaniem są jednak
trochę lepsze: ich fabuła jest nieco ciekawsza, postaci bardziej
oryginalne, a tło historyczne o wiele bogatsze. Mimo to dla książek obu
Jacków powinno się znaleźć miejsce na półkach fanów fantastyki
historycznej.
Autor: Jacek Piekara
Ilustracje: Artur Gołębiowski
Tytuł: Charakternik
Wydawca: Fabryka Słów
Liczba stron: 382
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Ocena: 4/6
Recenzja opublikowana także na portalu Kawerna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz