Bestiariusz słowiański
to ilustrowany przewodnik po świecie wierzeń, bajań i wyobrażeń naszych
przodków, którzy źródło wszelkiego zła i niewyjaśnionych zdarzeń
widzieli zazwyczaj w działalności przeróżnych stworów i demonów. Na
szczęście istniało też wiele przydatnych istot, które pomagały ludziom w
gospodarstwie w zamian za odrobinę strawy i kąt do spania. Książka
Pawła Zycha i Witolda Vargasa przybliża czytelnikowi wiele postaci
zapomnianych, które obecnie pojawiają się jeszcze sporadycznie w
powieściach fantasy.
Okładka książki trochę odstrasza
pomarańczową barwą, jednak gdy zajrzymy do środka, machniemy na to ręką.
Wnętrze jest niesamowite. Papier przypomina kolorem stary pergamin,
miejscami poplamiony, przebarwiony, nadgryziony zębem czasu. Ilustracje
zdecydowanie zawładnęły publikacją. Słowiańskie demony nie dały się
zamknąć w równych okienkach; wpełzają na tekst, niektóre wyglądają,
jakby chciały z książki wyskoczyć: na szczęście przewrócenie strony
niweczy ich niecne zamiary. Rysunki obu ilustratorów są świetne –
złowieszcze, groźne, czasem nieco zabawne. Tak jak i przedstawione
istoty.
Sama treść książki niech nie kojarzy się nikomu z nudnym
leksykonem. Tekst jest humorystyczny, nieco ironiczny, bo i opisywane
postaci niejedno miały za uszami. Dobrochoczy, cieszący się dużym
autorytetem wśród ludności Podlasia, uważany za sprawiedliwego sędziego,
nie stronił od przyjmowania korzyści materialnych w postaci posolonych
pajd chleba. Przyłożnik kusił cnotliwe i skromne niewiasty,
przybierając przy tym niezwykle uwodzicielską postać. Jak nietrudno się
domyślić, wiele panien zrzuciło dla niego swój wianek. Bannik doglądał
łaźni w zamian za cebrzyk wody dziennie. Wiodło mu się całkiem dobrze na
terenach tej części Europy, przynajmniej do czasu, gdy po epidemii
dżumy stwierdzono, że zbyt częste mycie się może wywołać zarazę. Bełty
prawdopodobnie nadal można spotkać na wielu polskich drogach. Poznać to
można w bardzo łatwy sposób – nagle tracimy orientację w terenie.
Najczęściej ma to miejsce wieczorami, gdy z karczmy lub domowej biesiady
usiłujemy iść dobrze nam znaną drogą prosto do domu, ale zamiast w
kilkanaście minut, docieramy tam w kilka godzin i to w eskorcie
życzliwych osób lub nieco mniej przyjaźnie nastawionych stróżów prawa.
Nie sposób wymienić wszystkie postaci pojawiające się na łamach Bestiariusza słowiańskiego,
a jest on jedynie próbą przedstawienia bogactwa słowiańskich wierzeń
ludowych. Poza tym znajdziemy w nim także postaci szeroko znane w całej
Europie, jak choćby anioł, bazyliszek, czarnoksiężnik, a nawet buc. Może
to odrobinę dziwić, w końcu istoty te nie były znane w czasach
przedchrześcijańskich na słowiańszczyznie. Zabrakło też choćby wzmianki o
swojskiej Babie Jadze i jej chatce na kurzej nóżce, a przecież
większość z nas była nią straszona w dzieciństwie.
Książka
zawiera bibliografię, w której można znaleźć kilka interesujących źródeł
do dalszego zgłębiania wiedzy o skrzatach, wodnikach i rusałkach.
Niestety, zabrakło indeksu pojawiających się postaci. Choć przedstawiono
je w porządku alfabetycznym, bez rzeczonego spisu trudniej się z Bestiariusza słowiańskiego korzysta.
Ludowe
wierzenia, podania i legendy są prawdziwym bogactwem kulturowym. Może
dzięki tej książce, która w bardzo atrakcyjny sposób przedstawia
elementy folkloru, nie ulegną zapomnieniu? Pamiętać jednak należy, że w
gruncie rzeczy jest to publikacja, która ucieszy przede wszystkim oko.
Jej wartość merytoryczna może zadowolić osoby niezbyt dobrze orientujące
się w temacie wierzeń ludowych. Po dokładniejsze informacje warto
sięgnąć do źródeł naukowych.
Autor: Paweł Zych
Ilustracje: Paweł Zych, Witold Vargas
Tytuł: Bestiariusz słowiański
Wydawca: BOSZ
ISBN: 978-83-7576-149-8
Liczba stron: 208
Wymiary: 165x235 mm
Okładka: twarda
Ocena: 5/6
Recenzja opublikowana także na portalu Kawerna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz