wtorek, 25 sierpnia 2015

Ujarzmienie - Jeff VanderMeer - recenzja




Zaraz po lekturze Unicestwienia miałam ochotę poznać dalsze części trylogii. Wizja wyjaśnienia zagadki Strefy X kusiła i nie pozwalała zbyt długo zwlekać.

Na oddzielne słowo pochwały zasługuje, w moim przekonaniu, niezwykle udana oprawa graficzna powieści. Przeglądałam propozycje zagranicznych wydawców i z przyjemnością stwierdzam, że większości z nich do grafik polskiego ilustratora (Patryka Mogilnickiego) wiele brakuje. Grafiki zdobią nie tylko okładki serii, ale także ich wnętrza. Wszystkie są utrzymane w jednolitej stylistyce. Potęgują nastrój niepokoju i rozbicia psychicznego, jaki towarzyszy lekturze powieści. Choć hasło "Nie oceniam książki po okładce." w założeniu jest mi bliskie, w końcu liczy się zawartość książki, to jednak cenię publikacje wydane z troską o każdy detal, dopieszczone wizualnie i graficznie, które cieszą zmysły na każdym poziomie.



Czytelników, którzy spodziewali się spektakularnego rozwikłania zagadek z pierwszej części trylogii, czeka małe zaskoczenie, może nawet zawód. Ujarzmienie przedstawia rzeczoną kontynuację historii, ale czyni to z zupełnie innego punktu widzenia. Do placówki badawczej Southern Reach trafia Kontroler, który ma wspomóc tamtejszą ekipę w rozwikłaniu ostatnich wydarzeń i przybliżyć zespół do wyjaśnienia zagadek Strefy X. Wejście w formalne, urzędowe struktury do złudzenia przypomina próbę zgłębienia Strefy przez kolejne ekspedycje. Osoba z zewnątrz nie może liczyć na pełne poznanie i zrozumienie mechanizmów, z którymi przyszło jej się zmierzyć.

Strefa X, oglądana z większej perspektywy, staje się jeszcze bardziej tajemnicza i niezgłębiona. Codzienne działania Kontrolera trafiają na poważny opór i niechęć ze strony części współpracowników. Zagadkowy obszar oddziałuje na ludzkie życie i zachowanie. Można odnieść wrażenie, że anomalie dawno już przeniknęły przez granicę i na dobre zadomowiły się w strukturach rządowej agencji i w samych bohaterach.

czwartek, 20 sierpnia 2015

Zdobycze sierpniowe



Najnowsze zdobycze książkowe w mojej bibliotece. Cieszę się szczególnie na myśl o kontynuacji historii Endera.

Książki zagrzały już miejsce na półce, dziwne, że jeszcze nie zawalił się regał pod tymi, upychanymi na siłę, cudeńkami.

W sierpniu moja biblioteczka powiększyła się o: 

1. Orson Scott Card – Mówca umarłych 
2. Andrzej Sapkowski – Chrzest ognia 
3. Mary Norton – Kłopoty rodu Pożyczalskich 
4. Małgorzata Sobczak – mali, boli i królowa mrozu 
5. Agnieszka Kaluga – Zorkownia

czwartek, 13 sierpnia 2015

Gra Endera - Orson Scott Card - recenzja




Cudowne dziecko, które ma za zadanie uratować świat. Ileż podobnych historii zdarzyło się Wam poznać? Mimo, że główne założenia Gry Endera wydają się być mocno odgrzewanym kotletem, w rzeczywistości książka ta jest o wiele lepsza, niż mogłoby się wydawać sceptykom.

Trudne dzieciństwo może być synonimem klęski pedagogicznej, zaniedbania i skrajnej patologii, choć równie często tym mianem można podsumować przeszłość cudownych dzieci, małych geniuszy, którzy zbyt prędko dorośli. Nie inaczej było w przypadku sześcioletniego Endera, który urodził się jako trzeci na przeludnionej Ziemi, gdzie maksymalną ilość potomstwa ustalono na dwójkę dzieci. Jego przyjście na świat było poprzedzone zgodą rządu. W założeniach, Ender miał być wybrańcem, cudownym dzieckiem, które trafi do Szkoły Bojowej i pomoże w obronie Ziemi przed kolejną inwazją obcych. 

Zgodnie z przewidywaniami, Ender okazuje się chłopcem szczególnym. Jego osobowość i wrażliwość czynią go idealnym kandydatem do dalszego szkolenia. To, co nie udało się jego zbyt brutalnemu i bezwzględnemu bratu Peterowi oraz delikatnej siostrze Valentine, ma szansę zakończyć się sukcesem w przypadku Endera. Chłopiec trafia do Szkoły Bojowej, gdzie rozpoczyna się gra o umiejętności, przywództwo, karierę, przetrwanie ludzkości i… zachowanie człowieczeństwa bez względu na okoliczności.